[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zatrzymali ich Indianie, walczący tu zaciekle, na śmierć i życie. Po obu stronach gęsto kładli
siÄ™ ludzie.
Tymczasem nad rzeką kawaleria Kentucky pod dowództwem Kentona klinem wbiła się w
obronę Anglików, przejechała przez linię armat siekąc szablami kanonierów i zginęła w
pobliskim lesie. Tam Kenton uporządkował szeregi i począł palić ze sztucerów w plecy
Brytyjczyków.
Przerażenie ogarnęło kanadyjskie wojska. Generał Henry Proc-tor klnąc wskoczył na
siodło. Za nim oficerowie i czterystu dragonów. Kryjąc się w nadbrzeżnych krzakach rzucili
się do ucieczki, zostawiając osamotnionych żołnierzy i sojuszniczych Indian.
· Generale, dokÄ…d jedziemy?  pytaÅ‚ zdenerwowany puÅ‚kownik Lavel.  MyÅ›laÅ‚em, że
to odsiecz...
· Im już nie pomożemy  krzyknÄ…Å‚ Proctor i zdzieliÅ‚ bok wierzchowca pÅ‚azem szabli.
Brytyjczycy walczyli w rozproszeniu. Wreszcie pozostawili całą baterię i tabory i poczęli
uchodzić w puszczę.
Harrison przez szkła lunety obserwował przebieg bitwy.
· Proctor ucieka  powiedziaÅ‚ do generaÅ‚a Shelby'ego.  Brytyjczycy rozbici. Każcie
trąbić do odwrotu.
· Nie Å›cigamy ich?
· Po co? Szkoda czasu  odparÅ‚ Harrison.  Nie wolno nam dać żadnej możliwoÅ›ci
manewru Tecumsehowi, bo przegramy. SkaczÄ…ca Puma to nie Proctor.
Nad bitewną wrzawą zadzwięczał sygnał trąbki. Amerykanie wycofywali się obsadzając
zdobyte armaty. Równocześnie ich piechota zamykała pierścieniem Titchin-nichilie.
 To koniec, mój bracie  powiedział Tecumseh do Ryszarda.  Zostaliśmy sami.
Tchórz uciekł...
Na czystym błękicie nieba krążyły długoskrzydłe sępy. Amerykanie zabierali z pola bitwy rannych i
zabitych. Kawaleria bez pośpiechu zajmowała pozycje wyjściowe.
Tecumseh spojrzał ze wzgardą na swój generalski mundur. Sięgnąwszy po leżący worek wyciągnął
szawaneski ubiór haftowany rękoma Niskuk. Po chwili był znowu tylko indiańskim sachemem. Na piersi
połyskiwał mu medalion z wizerunkiem długowłosej dziewczyny. Skórzaną bluzę i spodnie zdobiły
frędzle na szwach i misterne wzory. Włosy obwiązał opaską, zza której sterczały pióra górskiego orła,
uwydatniające wysokie czoło i szlachetne rysy w inteligentnej twarzy.
Sygnał trąbki bojowej popłynął w puszczę. Amerykańska konnica ruszyła do ataku. Powitała ją ulewa
strzał i kul. Mimo gęsto padających towarzyszy kawaleria nie zawróciła. Na skraju trzcin rozpętało się
piekło. Kwik i rżenie rannych koni, jęki konających, bitewny wrzask i szczęk metalu potężniały z każdą
chwilą i echem płynęły w puszczę.
Niespodziewanie zatrzeszczały indiańskie grzechotki. Czerwonoskórzy rzucili się do ucieczki.
Kawaleria z okrzykami triumfu popędziła za uchodzącym wrogiem. Pod kopytami koni, niby mięciutki
kobierzec, uginała się murawa. Nagle nogi wierzchowców poczęły zapadać się w bagiennym gruncie.
Wtedy z wojennym krzykiem zawrócili Indianie. Na głowy. Amerykanów spadły ciosy tomahawków,
tłukły o nie kolby strzelb, uderzały noże i trafiały pociski. Pozostawili uwięzione w bagnie konie i poczęli
uciekać z niebezpiecznej Krainy Patyków.
Ledwie niedobitki Kentucky wypadły na wolną przestrzeń, a już na teren Titchin-nichilie Wkroczyła
piechota generała Shelby'ego. Tecumseh zagrodził im drogę. Na nowo rozgorzał bój. Kos szedł za
Szawanezem. Skacząca Puma z szablą w prawej ręce i tomahawkiem w lewej rzucał się w
najniebezpieczniejszy wir walki. Rąbał i siekł kładąc pokotem nieprzyjaciół.
Jakiś rosły Amerykanin skrzyżował szablę ze Skaczącą Pumą. Drugi nadbiegł od tyłu chcąc zadać
wodzowi cios, ale Ryszard zagrodził mu drogę. Kilka cięć i żołnierz uderzony ostrzem przez twarz wyjąc
nieludzko tarzał się w błocie.
W tym momencie inny Amerykanin z bagnetem na karabinie pokonał Wielkiego Sokoła, wodza
Osedżów, i dopadł Tecumseha. Szawanez odpierając ataki dwóch żołnierzy nie zauważył [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pumaaa.xlx.pl
  •