[ Pobierz całość w formacie PDF ]

jakimś miejscem, w którym mógłby się ukryć.
Ale to było w kwietniu, teraz nadszedł sierpień,
a pomiędzy kwietniem a sierpniem wydarzyło się
wiele rzeczy.
Teraz Luke machnął tylko ręką, uspokajając
zbiorowe westchnienie kolegów, z którymi siedział
na lekcji matematyki.
 Co znowu narozrabiałeś, L.? Wymykałeś się w
nocy do lasu?  zażartował jego przyjaciel John.
 Proszę o spokój  powiedział łagodnie
nauczyciel, profesor Rees.  Możesz iść, yyy...
Luke nie czekał, czy profesor Rees zdoła sobie
przypomnieć jego nazwisko, ponieważ nazwiska w
Szkole Hendricksa nie należały do spraw
oczywistych. Luke, podobnie jak wszyscy jego
przyjaciele, oficjalnie przyjęty pod innym imieniem i
nazwiskiem niż te, które nosił od urodzenia. Dlatego
trudno było zapamiętać, jak się do kogo należy
zwracać.
Chłopiec przecisnął się pomiędzy ławkami i
wyślizgnął się przez drzwi, do Treya, swojego
przyjaciela, który przyniósł wiadomość od pana
Hendricksa.
 O co chodzi?  zapytał, kiedy obaj ruszyli
korytarzem.
 Nie wiem, robię tylko to, co mi kazał 
przygnębiony Trey wzruszył ramionami.
Czasami Luke miał ochotę złapać go za
ramiona, potrząsnąć nim i wrzasnąć:  Myśl za
siebie! Otwórz oczy! Postaraj się jakoś żyć! .
Dwanaście lat ukrywania się w małym pokoju
przemieniło Treya w człowieka-żółwia, zawsze
gotowego ukryć się w skorupie na najmniejszy
nawet sygnał niebezpieczeństwa.
Ale pan Hendricks polubił Treya i pracował z
nim osobiście  dlatego właśnie chłopiec pełnił
dzisiaj rolę gońca.
Trey rzucił na Luke a spojrzenie spod
ciemnych, spadających mu na oczy, włosów.
 Myślisz może, że... no wiesz... to już czas?
Luke nie musiał pytać, co Trey miał na myśli,
ponieważ czasem odnosił wrażenie, że wszyscy w
Szkole Hendricksa po prostu wstrzymują oddech i
czekają. Czekają na dzień, kiedy żaden z nich nie
będzie już nielegalny, kiedy będą mogli wrócić do
swoich prawdziwych rodziców bez obawy, że złapie
ich Policja Populacyjna. Jednakże zarówno Luke, jak
i Trey, wiedzieli, że to nie będzie proste, a sam Luke
poprzysiągł, że zrobi wszystko, aby urzeczywistnić
te marzenia.
Poczuł, jak jego żołądek kurczy się gwałtownie
 a wydawało mu się, że wyrósł już z tego lęku,
który go właśnie dopadł.
 Czy mówił... czy pan Hendricks mówił... 
zająknął się. A jeśli pan Hendricks miał jakiś plan i
potrzebował pomocy Luke a? A jeśli ten plan
wymagał więcej odwagi niż ta, na którą Luke
mógłby się zdobyć?
Trey z powrotem utkwił wzrok w wykładanej
gładkimi kafelkami posadzce.
 Pan Hendricks nic nie mówił, tylko:  Znajdz
twojego kolegę L., który ma teraz matematykę, i
powiedz mu, żeby do mnie przyszedł  wyjaśnił.
 Aha  odparł Luke.
Doszli do końca korytarza, a Luke pchnął
ciężkie drewniane drzwi prowadzące na zewnątrz.
Trey zamrugał, jak zawsze, kiedy wychodził na
słońce i świeże powietrze, ale Luke cieszył się, że
może odetchnąć swobodnie. Pierwsze dwanaście lat
swojego życia spędził na rodzinnej farmie, a wśród
jego najcenniejszych wspomnień była ziemia pod
bosymi stopami, ciepło słońca na karku i ciężar
motyki w ręku  a także obecność jego rodziców i
braci tuż obok niego.
Teraz już nie miało jednak sensu rozmyślanie o
rodzicach i braciach  przyjęcie fałszywej
tożsamości oznaczało, że opuścił zarówno ich, jak i
farmę. Nawet kiedy był z nimi, musiał prowadzić
życie cienia albo ducha, o kim nie może się
dowiedzieć nikt spoza rodziny.
Pewnego razu, kiedy jego średni brat Mark był
w pierwszej klasie, niechcący wymknęło mu się w
szkole imię Luke a.
 Musiałam wmówić nauczycielowi, że Mark
ma wymyślonego przyjaciela, którego nazwał Luke
 powiedziała Luke owi matka.  Ale zamartwiałam
się tym przez całe miesiące, umierałam ze strachu,
że nauczyciel zgłosi to władzom, a Policja
Populacyjna przyjdzie i cię zabierze. Na szczęście
mnóstwo małych dzieci ma wymyślonych przyjaciół.
Kiedy opowiadała Luke owi tę historię,
przygryzała wargi, a chłopiec pamiętał wyraz
cierpienia na jej twarzy. Nie wspomniała mu o tym
aż do dnia, kiedy miał opuścić na zawsze farmę i
rodzinę, a wtedy wiedział, że chciała go tylko
utwierdzić w przekonaniu, że podjął słuszną decyzję,
wyjeżdżając.
Wtedy Luke nie wiedział, jak rozumieć tę
historię  była po prostu jeszcze jednym fragmentem
w chaosie splątanych myśli i strachu w jego głowie.
Teraz jednak... Teraz ta opowieść wprawiała go w
gniew  to nie było w porządku, że musiał być
niewidzialny, to nie było w porządku, że jego brat
nie mógł o nim nikomu powiedzieć. To nie było w
porządku, że rząd wyjął go spod prawa tylko
dlatego, że był trzecim dzieckiem, a rząd uważał, że
żadna rodzina nie powinna mieć więcej niż dwoje
dzieci.
Luke wyszedł na słońce, dziwnie szczęśliwy z
powodu tego gniewu, ponieważ przyjemnie było
czuć się tak pewnym własnego zdania, tak
całkowicie przekonanym, że ma się rację, a rząd się
myli. A jeśli pan Hendricks miał jakieś plany co do
Luke a, byłoby dobrze zapamiętać ten słuszny
gniew.
Chłopcy zeszli po niekończących się
marmurowych schodach, a Luke zauważył, że Trey
kilka razy obejrzał się tęsknie na szkołę. On sam nie
miał podobnych odczuć  Szkoła Hendricksa nie
miała okien, żeby łagodzić lęki takich dzieciaków
jak Trey, ale z kolei Luke zawsze czuł się uwięziony
w jej wnętrzu.
Alejka doprowadziła ich do na wpół ukrytego
wśród krzewów domu, gdzie pan Hendricks czekał
na nich przy drzwiach.
 Wejdz  powiedział serdecznie do Luke a. 
Trey, możesz wracać do szkoły i sprawdzić, czy nie
udałoby ci się czegoś wreszcie nauczyć.  To był
żart, ponieważ Trey, żyjąc w ukryciu, zajmował się
tylko czytaniem i w wielu dziedzinach jego wiedza
dorównywała wiedzy nauczycieli.
Luke otworzył drzwi, a pan Hendricks cofnął
trochę wózek, robiąc dla niego miejsce. Na początku
chłopiec czuł się w jego towarzystwie skrępowany,
głównie z powodu tej niepełnosprawności  teraz
jednak prawie zapomniał, że starszy mężczyzna nie
ma nóg. Po wejściu do salonu odruchowo zszedł z
drogi wózka.
 Inni chłopcy niedługo się o tym dowiedzą 
odezwał się pan Hendricks.  Chciałem jednak
powiedzieć najpierw tobie, żebyś miał czas się
przyzwyczaić.
 Przyzwyczaić do czego?  zapytał Luke,
siadając na kanapie.
 Do tego, że razem z tobą będzie chodził do tej
szkoły twój brat.
 Mój brat?  powtórzył Luke.  Chce pan
powiedzieć, że Matthew albo Mark...  Spróbował
wyobrazić sobie któregokolwiek ze swoich
nieokrzesanych i nieposłusznych starszych braci,
przemierzających w spłowiałych spodniach i
flanelowej koszuli marmurowe schody w Szkole
Hendricksa. Jeśli on czuł się uwięziony w
pozbawionej okien szkole, jego bracia mieliby
wrażenie, że zostali zakuci w dyby, kajdany i
wrzuceni do karceru. Poza tym jakim cudem matka i
ojciec mogliby sobie pozwolić na przysłanie ich
tutaj? Dlaczego mieliby tego chcieć?
 Nie, Lee.  Pan Hendricks z naciskiem
wymówił fałszywe imię, którym Luke posługiwał się
od czasu wyjścia z ukrycia. Luke wiedział, że
powinien być wdzięczny, że rodzice chłopca
imieniem Lee Grant podarowali mu tożsamość i
nazwisko syna, kiedy prawdziwy Lee zginął w
wypadku na nartach. Grantowie byli notablami,
prawdziwymi bogaczami, dlatego nowa tożsamość
Luke a była naprawdę imponująca, ale on sam nie
lubił, żeby go nazywać Lee, nie lubił, żeby nawet
przypominać mu o tym, że powinien stać się kimś
innym.
Pan Hendricks patrzył prosto na Luke a,
czekając, aż chłopiec zrozumie jego słowa.
 Mówiłem o twoim bracie  powtórzył. 
Smithfield William Grant, dla ciebie Smits.
Przyjeżdża jutro.
ROZDZIAA 2
Pan Hendricks podał Luke owi zdjęcia, ale
chłopiec chwilowo był zbyt zszokowany, żeby na nie
spojrzeć. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pumaaa.xlx.pl
  •