[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zapach.
- Ja również wyczuwam czyjąś obecność - szepnęła Lirael. Znowu zamieniła dzwonki,
wyciągając Saranetha. Lubiła poczucie bezpieczeństwa, jakie stwarzał, a także jego głęboki,
władczy ton.
- Powinniśmy wracać - oznajmił pies, uważnie rozglądając się na boki w poszukiwaniu
nieznanej istoty, która wydostała się za Bramę. - Nie lubię, kiedy okazują się zbyt sprytni.
- Wiesz, co to może być? - szeptem odezwała się Lirael, gdy z wielkim trudem ruszyli z
powrotem w stronę %7łycia. Szli zygzakami, więc właściwie nigdy nie była obrócona plecami do
Bramy. Podobnie jak w czasie pierwszej wyprawy, o wiele trudniej było jej posuwać się pod prąd.
W dodatku woda wydawała się zimniejsza niż kiedykolwiek, co bardzo osłabiało w Lirael hart
ducha.
- Ten stwór przekradł się chyba przez Piątą Bramę - powiedział pies. - Zrobił się mały i długi,
odkąd utracił swój pierwotny kształt. Jest tam!
Pies zaszczekał i pognał przed siebie, rozbryzgując wodę. Lirael zobaczyła coś, co
przypominało długiego, wychudzonego szczura, z płonącymi jak węgle oczami. Zaatakowany
przez psa, uskoczył na bok, po czym skierował się prosto w jej stronę. Czuła, jak jego zimny i
potężny duch, zupełnie nie pasujący do szczurzego wyglądu, powstaje przeciwko niej.
Krzyknęła i natarła nań z mieczem. We wszystkie strony posypały się błękitnobiałe iskry.
Stwór był jednak zbyt szybki. Lirael chybiła i bestia chwyciła zębami jej lewy nadgarstek,
unieruchamiając rękę, w której trzymała dzwonek. Szczęki szczura zacisnęły się na rękawie
kolczugi, a między ostrymi jak igły zębami rozbłysły czarno-czerwone płomienie.
Wówczas do akcji ruszyło Podłe Psisko. Wbiło zęby w tułów stwora i oderwało go od ramienia
Lirael. Mrożące krew w żyłach bulgotanie, które wydobywało się z gardła psa, zlało się z piskiem
szczura i przerazliwym krzykiem Lirael. Chwilę pózniej wszystkich dosięgnął głęboki dzwięk
Saranetha, ponieważ Lirael cofnęła się, wyjęła dzwonek, złapała jego uchwyt i wykonując jeden
płynny ruch, zadzwoniła.
Rozdział ósmy
Sameth zostaje poddany próbie
Sam ponownie zatoczył koło, próbując sprawdzić, czy nikt nie nadchodzi. W deszczu, w
gęstwinie liści miał znacznie ograniczone pole widzenia, niewiele także był w stanie usłyszeć.
Dlatego gdyby rzeczywiście coś się do niego zbliżało, mógłby już tylko podjąć walkę.
Ponownie przyjrzał się ciału przebywającej w Zmierci Lirael. Było oszronione i nieruchome
niczym rzezba. Bijący od niego chłód ścinał wokół kałuże, przykrywając je taflą lodu. Sam chciał
odłamać kawałek, żeby się nieco ochłodzić, po namyśle jednak zrezygnował z tego zamiaru. W
zamarzniętej kałuży widniały odciski psich łap, co dowodziło, że Podłe Psisko, w odróżnieniu od
swej pani, potrafiło wejść w Zmierć, nie porzucając swojej cielesnej powłoki. To zaś potwierdzało
przypuszczenia Sama, iż fizyczna postać psa jest wyłącznie wytworem magii.
Ciało Strażniczki nadal spoczywało oparte o drzewo. Sam zastanawiał się nawet, czy nie
powinien ułożyć go płasko na ziemi, ale wówczas zwłoki zanurzyłyby się w błocie, dlatego
porzucił tę myśl. Chciał też oddać Mareyn ostatnią przysługę, nie śmiał jednak samowolnie
posługiwać się Magią Kodeksu. Wolał z tym poczekać przynajmniej do powrotu swojej
towarzyszki.
Sameth westchnął na myśl o tej chwili. Najchętniej schroniłby się przed deszczem pod jakimś
drzewem, czuł się jednak odpowiedzialny za bezpieczeństwo Lirael. Znowu był sam. Tym razem
nie towarzyszył mu nawet Mogget, choć jego przydatność mogła budzić uzasadnione wątpliwości.
Sameth odczuwał co prawda zdenerwowanie, ale lęk, który ogarniał go wcześniej, po ucieczce z
Belisaere, ustąpił zupełnie. Bardzo mu zależało, aby tym razem nie zawieść ciotki Lirael. Podniósł
więc miecz i kolejny raz zaczął patrolować najbliższą okolicę.
W trakcie obchodu do jego uszu dobiegł jakiś dzwięk, który zdołał się przebić przez szum
deszczu. Przypominał trzask mokrych gałązek łamiących się pod ciężarem idącego. Nie był to w
każdym razie zwykły odgłos dochodzący z lasu. Sam natychmiast skrył się za chropowatym pniem
wielkiej drzewiastej paproci i cały zamienił się w słuch.
Najpierw wychwycił jedynie szmer deszczu i bicie własnego serca, lecz wkrótce znowu
dobiegł go ów podejrzany dzwięk. Usłyszał czyjeś miękkie kroki i szelest liści, po których ktoś, a
może coś, skradało się, próbując się do niego zbliżyć. Odgłos dochodził z zarośli znajdujących się
jakieś dwadzieścia stóp od niego, w dolnej partii zbocza. Coś posuwało się bardzo wolno, krok za
krokiem, w jego stronę.
Sam odwrócił się, żeby popatrzeć na oblodzone ciało Lirael. Nie widać było najmniejszych
oznak powrotu do %7łycia. Przez chwilę miał nawet ochotę podbiec, chwycić ją za ramię i w ten
sposób zaalarmować, że powinna natychmiast wracać. Była to bardzo kusząca perspektywa, bo
wówczas to ona, następczyni Abhorsenów, przejęłaby znów inicjatywę.
Porzucił jednak tę myśl - każde z nich miało przecież własne zadania do wykonania. Gdyby
naprawdę zaszła konieczność, bez wątpienia zdążyłby jeszcze wezwać Lirael. Być może trzaski,
które słyszał, pochodziły od jakiejś wielkiej jaszczurki przemykającej wśród paproci albo od
dzikiego psa, lub może hałas czynił jeden z tych wielkich czarnych ptaków, o których wiedział, że
żyją w okolicy. Pamiętał, że nie potrafią latać, ale nie mógł sobie przypomnieć ich nazwy.
Nie był to na pewno żaden Zmarły, ponieważ kogoś takiego od razu by wyczuł. Gdyby
chodziło o jakąś istotę Wolnej Magii, deszcz w zetknięciu z jej skórą natychmiast zacząłby wrzeć i
syczeć, a poza tym wszędzie wokół unosiłby się charakterystyczny odór. Może więc...
W zaroślach znowu coś się poruszyło, tym razem jednak nie przemieszczało się w górę
wzniesienia, lecz zaczęło je okrążać. Niewykluczone, że postanowiło zajść Sama od drugiej strony
i zaatakować z góry. Taki manewr wskazywałby na człowieka.
To może być jakiś nekromanta - pomyślał przerażony Sam. - Nikt ze Zmarłych, bo oni
wydzielają zapach. Raczej jakaś istota posługująca się Wolną Magią, ale nie będąca zarazem jej
częścią, bo nie dochodzi mnie żaden odór. A jeśli to o n? A jeżeli to Hedge?
Miecz zaczął drżeć w jego dłoniach, więc mocniej uchwycił rękojeść, by zniwelować drgania.
Pod wpływem wysiłku blizny na poparzonych nadgarstkach nabrzmiały i stały się bardziej
widoczne.
Sameth zdał sobie sprawę, że poddany został próbie. Jeżeli cofnie się przed tym, co czyha w
zaroślach, już zawsze będzie musiał uważać się za tchórza. Lirael była o nim odmiennego zdania,
podobnie zresztą jak i pies. Co prawda zdarzyło mu się uciec, gdy usłyszał Astarael, lecz nie było
to spowodowane strachem. To magia zmusiła go do biegu, ale wówczas nawet Lirael ratowała się [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pumaaa.xlx.pl
  •