[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Dobrze, spróbuję i na pewno nic nikomu nie powiem.
Fred wie, co jest grane.
- Więc gdy skończysz z książkami Hyde'a, to wpadnij
i rzuć okiem na moje. Dobrze ci zapłacę.
Fred spędził ten wieczór, porządkując księgi Dickiego.
Hyde i Dickie zgodnie przyznali, że ze swą prędkością i pre
cyzją mógłby występować na jarmarkach.
- Gdzie się tego nauczyłeś, Fred? - dopytywał się Dickie,
gdy Fred obliczał procenty i dodawał kolumny cyfr szybciej,
niż on zdążył je przeczytać.
- Nie pamiętam - odparł. - To nic trudnego. A przy oka
zji, za mało każesz sobie płacić za swój towar. Mógłbyś do
stać przynajmniej dwa razy tyle przy tak słabym zaopatrze
niu, jakie jest w Ballarat. Robisz kiepski interes - mówił
szybko i zdecydowanie, wodząc przenikliwym wzrokiem.
Dickie nie wierzył własnym oczom. W chwilę pózniej na
twarzy Freda gościł ten sam co zawsze pogodny uśmiech.
Nie umiał powiedzieć, czemu nie zwierzył się nikomu, że
poza wynagrodzeniem za prowadzenie ksiąg Dickie zapłacił
mu za kilka rzuconych od niechcenia rad, dotyczących spo
sobu podniesienia zysków w sklepie.
- Czy ktoś ma coś przeciwko temu, żeby Fred został
wspólnikiem? - spytał niepewnie.
Spojrzeli na niego. Stał się kimś zupełnie innym. Miał
czyste ubranie, jego wygląd, maniery i kondycja fizyczna nie
miały sobie równych. Nic dziwnego, że Rosina uczyniła go
swoim kochankiem. Mimo że stawał się coraz bardziej od-
powiedzialny, nadal miał dostatecznie dużo wdzięku, by
przyciągać kobiety i mężczyzn.
Jaką jeszcze nową umiejętność odkryje? - zastanawiał się
Geordie. Jak dalece się zmieni? Czy jest w ogóle tych zmian
świadomy?
Fred wstał, oznajmiając, że jest zmęczony i wcześnie chce
się położyć. Obserwowali go, jak przeciągając się i ziewając,
wchodzi do namiotu.
- Ile lat dajecie Fredowi? - zagadnął Sam, gdy wszyscy wy
razili zgodę, by Fred został ich pełnoprawnym wspólnikiem.
- A ile ty mu dajesz, Sam? - odpowiedział pytaniem
Geordie.
- Sądziłem, że ma dwadzieścia parę, że nie ma jeszcze
trzydziestki - powiedział z namysłem Sam - ale teraz myślę,
że jest starszy.
- Co byś powiedział na trzydzieści parę, Sam? - spytał
Geordie. - To jego sposób bycia sprawia, że Fred wydaje się
młodszy.
- Tak - przyznał Sam, potwierdzając wcześniejsze spo
strzeżenia Geordiego. - Jakie jeszcze zdolności znajdzie w
sobie? Był zupełnie bezradny, kiedy przywiezliśmy go tutaj.
Ledwie potrafił zadbać o siebie. A wiecie, co teraz będzie?
- Zaśmiał się. - On będzie dbał o nas.
Wszyscy się roześmieli. Kirstie, która robiła coś w chacie,
wyszła i dołączyła do nich.
- Zastanawiam się, skąd pochodzi - rzekła z namysłem.
- Co robił, zanim się rozpił w Melbourne, a potem w Balla
rat? - W jej głosie brzmiał niepokój. Przyjmowali go takim,
jakim był, bez zastanowienia. Tylko Geordie rozmyślał nad
przeszłością Freda.
- Jedno ci powiem - odezwał się. - Wnosząc po jego
ogólnej kondycji, zawsze miał co jeść, chociaż nigdy dotąd
nie parał się pracą fizyczną. Czy pamiętasz jego ręce, kiedy
zaczynał kopać? Czy to ci coś mówi?
- Więc może był urzędnikiem? - zasugerował Bart.
- Możliwe - przytaknął Geordie, który uważniej niż po
zostali przyglądał się Fredowi.
Urzędnik, pomyślała Kirstie, wspominając młodego czło
wieka, którego widziała w Melbourne. Różnił się tak bardzo
od mężczyzn, których znała. Taki miał być właśnie Fred?
ROZDZIAA DZIEWITY
Niedziela w Ballarat upływała spokojnie. Wiele osób
wzięło udział w nabożeństwie pod gołym niebem; bardziej
dla zabicia czasu niż w akcie głębokiej pobożności. Teraz, po
południowej przekąsce, poszukiwacze złota z żonami
i dziećmi na wiele różnych sposobów spędzali wolny czas.
Dan'l wstąpił do Moore'ów. Sama nie zastał - zapewne
udał się na sekretną schadzkę z Kate Clancy. Nikt z rodziny
nie zorientował się jeszcze, że Kate jest obiektem jego zain
teresowania.
Bart i Geordie naprawiali dach. Kirstie robiła na drutach
sweter dla małego Roda, który przycupnął obok niej na sto
pniach chaty. Zniszczona książka, którą wcześniej czytała,
leżała u jej stóp. Zaczynała być zmęczona opowieściami
o szlachetnych młodzieńcach i pełnych wdzięku heroinach,
których życie tak mało miało wspólnego z jej życiem.
Nigdy nie było tam mowy o tym, jak skomplikowana po
trafi być gra uczuć. %7ładen z bohaterów na oczach młodej,
adorującej go kobiety nie zadawał się z piękną, lecz starze
jącą się artystką o bujnej przeszłości. Tak, adorowała Freda,
ale on nie patrzył jej głęboko w oczy i nie szeptał słodkich
słówek, chociaż pewnie nie szczędził ich Rosinie.
Pat i Dave kopali piłkę na uklepanej ziemi, uprzykrzając
życie dorosłym bezustanną bieganiną. Aileen, która już daw-
no znalazła towarzyszkę w swoim wieku, bawiła się spokoj
nie, szepcząc i chichocząc, tak jak to robią wszystkie małe
dziewczynki pod słońcem.
- Gdzie Fred? - zagadnął Geordiego Dan'l, zanim usiadł
przy Kirstie - Chyba nie robi rachunków?
- Nie - odparł Geordie, odwracając się od roboty. - Jest
tam, czyta.
- Czyta! - wykrzyknął Dan'l, trochę zdziwiony, gdyż
nigdy nie widział Freda z książką w ręku.
- Tak - krótko potwierdził Geordie. Nie powiedział mu,
że odkrywszy swoje matematyczne zdolności, Fred pożyczył
od niego książkę i wziął się do lektury.
Od tego czasu przeczytał wszystkie książki, składające się
na skromną biblioteczkę Geordiego, który zauważył, że Fred
czyta z równie imponującą szybkością, jak rachuje, często
zatrzymując się, by przeczytać powtórnie jakiś fragment i za
stanowić się nad treścią.
Szekspir stał się jego ulubioną lekturą, chociaż niekiedy
budził jego niepokój. Pewnego wieczoru Geordie zastał Fre
da wyciągniętego na materacu z rękami pod głową. Obok le
żał otwarty tom dramatów Szekspira, a Fred wydawał się
rozdrażniony.
- Coś nie tak? - zapytał Geordie.
Fred wolno odwrócił się w jego stronę.
- Czytałem  Hamleta" - wyjaśnił zamyślony.
Jak zwykle, póznym wieczorem, w półmroku, stawał się
kimś innym, zasadniczo różnym od Freda Waringa. Odkryły
to już Gruba Lil i Rosina, a teraz miał się o tym przekonać
Geordie.
- Wiem, że kiedyś to czytałem. Kojarzy mi się z czymś złym
i bolesnym. - Zmienił się na twarzy. Zniknął z niej tak chara
kterystyczny dla Freda wyraz dobroduszności. - Dlaczego
nie mogę sobie przypomnieć? Wiem tylko tyle, że niektóre
dialogi bardzo mnie przygnębiają. Bardziej... - rozpaczliwie
szukał słów - ...bardziej niż to, o czym mówią.
- Nie wiem, Fred. Pomógłbym ci, gdybym mógł. Jedno, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pumaaa.xlx.pl
  •