[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wówczas do akcji użyto mnie.
Zostałem Harry Brandem, eks-przemytnikiem, którego poszukuje Interpol. W ścisłej
tajemnicy, w porozumieniu z GeneralnÄ… DyrekcjÄ… Policji, panem, panie prezydencie, oraz
Dowództwem Legii Cudzoziemskiej, sfingowano moje aresztowanie  uwięzienie na  Reki-
nie .
Tu zaczynają się komplikacje, ponieważ wraz ze mną znalazło się tam czterech pra-
wdziwych więzniów, i uciekając, musiałem ich zabrać ze sobą. Na szczęście wszystko skoń-
czyło się dobrze. Jak było umówione, następnego dnia zjawiłem się pod pańskimi oknami.
Ruszyłem na poszukiwanie Ercole Prado. Trafiłem po kilku dniach na jego ślad. Nazy-
wał się doktor Molinari. Zmienił bowiem nazwisko i miejsce zamieszkania po  wpadce don
Hernandeza. Molinari chciał się przekonać, czy faktycznie jestem zbiegiem i nasłał na mnie
policjantów. Potem mnie unieszkodliwił, przewiózł na fermę Monterouge i porozumiał się
telegraficznie, za pomocą specjalnego szyfru, z łącznikiem w Rio. Odpowiedz była pozyty-
wna, więc centrala przemytników marsylskich zgodziła się przyjąć mnie do siatki.
W ten sposób dostałem się do gangu Merlana. Teraz już łatwo odkryłem, iż bazą prze-
mytników jest ferma Monterouge, skąd wywożono  towar znajdujący się w zapasowych
oponach samochodowych.
Pierwsza wyprawa, w czasie której dostawialiśmy kokainę do Włoch, mogła się dla
mnie zakończyć tragicznie. Nadkomisarz Leblanc, który współpracował z bandą, przypu-
szczał, iż polecenia Generalnej Dyrekcji, odsuwając go od  rozpracowywania przemytni-
ków, oznaczają podejrzenia co do jego lojalności. Postanowił ratować swą karierę. Przez swe-
go agenta, będącego od dawna członkiem grupy Merlana, dowiedział się o zamierzonej wy-
prawie do Bazy Nadmorskiej. Z winy Vivien dowiedział się o tym za pózno. Gdy aresztował
przemytników, kokaina znajdowała się już u Włochów. Zwolnił więc aresztowanych. Zresztą
nawet w wypadku zatrzymania towaru umożliwiłby im ucieczkę. Nie mógł bowiem zadzierać
z Centralą w obawie o własną skórę.
Mnie udaÅ‚o siÄ™ uciec. Na fermie Monterouge, grzebiÄ…c w papierach papy Bébé, wpa-
dłem na pewien ślad, który potwierdziła następnego dnia notatka prasowa. Kokainę przywo-
żono z Rio, w oponach samochodowych. Odbiorcą był dom towarowy  Pour Vous . Udałem
się tam w nocy i przekonałem, iż domysły moje są słuszne.
W czasie ucieczki przed policją zabrałem kilka złotych bransolet, by uśpić czujność
Centrali. Bransolety schowałem w mieszkaniu, w szufladzie, skąd skradł je Jojo. To potwier-
dziło moje domysły, iż Jojo mnie śledzi. Nie przypuszczałem jednak, że jest on agentem
policji, zaufanym człowiekiem Leblanca.
Zdekonspirowanie Jojo uratowało mnie przed niechybną śmiercią i umożliwiło mi
dalszą akcję, ponieważ gang przestał mnie podejrzewać.
Teraz nie pozostało nic innego, jak dowiedzieć się, kto jest szefem bandy. Nie było to
łatwe, gdyż wiedzieli o tym tylko Rastignac i komendant Straży Celnej, będący również
członkiem Centrali. Użyłem więc podstępu.
W czasie kolejnej wyprawy do Paryża  zgubiłem się Merlanowi. Umyślnie spowodo-
wałem katastrofę, by ściągnąć policję. Mały, jak przypuszczałem, stchórzył na widok mundu-
rów i uciekł. Ja zaś, zostawszy sam, podrzuciłem zapasowe koła do agenta Interpolu.
Następnego dnia wezwano mnie przed oblicze szefa. Nie wiedziałem, iż jest nim Viola
Marborouge.
Wychodząc z domu, na wszelki wypadek nadałem dla pana list, w którym, jak pan wie,
prosiłem o natychmiastowe aresztowanie Molinariego, gdybym nie dał o sobie znaku życia w
ciągu czterdziestu ośmiu godzin.
Zostałem więzniem Violi Marborouge, a pan tymczasem aresztował Molinariego.
Leblanc celowo założył mu zle kajdanki, by go sprowokować do ucieczki. Zastrzelił go, oba-
wiając się, że Molinari zacznie  sypać .
 Potem Leblanc dał znać Rastignacowi. Ten zaś zawiadomił Violę Marborouge, która
spiesznie powróciła do swej willi, by zatrzeć ewentualne ślady. Tu zginęła z ręki Wiery Felix.
Brand zamyślił się na moment. Musiały to być jednak przyjemne myśli, ponieważ się
uśmiechał. Po chwili mówił dalej:
 Resztę pan zna. Nie pozostaje mi więc nic innego, jak tylko podziękować, iż zjawił
się pan na jachcie w samą porę. Gdyby nie pan, wykończyliby mnie z pewnością.
Obaj mężczyzni powstali ze swych miejsc i uścisnęli sobie dłonie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pumaaa.xlx.pl
  •