[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wiązania z Kincaidami. W końcu jego rodzina znalazła zajęcie w innej firmie ar-
chitektury krajobrazu. Płaca była dużo skromniejsza niż przedtem, istniały jednak
szanse awansu.
- Przykro mi, że straciliśmy syna. - W tych słowach była taka sama pustka jak
w nim.
- Mogłam przejść operację plastyczną dla ukrycia blizny, ale po co? Nie wsa-
dzą mi do środka tego, co wyjęli.
Nawet idiota by się zorientował, że nie w bliznie rzecz. Chciał poznać szcze-
góły, ale teraz, kiedy Nadia miała tę obojętną minę, na pewno nie piśnie ani słowa.
Będzie musiał delikatnie wyciągnąć z niej informacje istotne dla realizacji jego
planów.
- Czy dlatego nie wyszłaś za mąż? Bo nie możesz mieć dzieci?
- A po co? Nie ma rodziny, nie ma powodu do małżeństwa. Nie wyszłam za
mąż też dlatego, że odkryłam, że moja matka cierpiała na zaburzenia emocjonalne.
Jej wypadek był samobójstwem. Wolała się wbić sportowym wozem taty w drzewo
niż zostać w domu i zadbać o tych, którzy jej potrzebowali.
- Co masz na myśli, mówiąc o zaburzeniach emocjonalnych?
- Cierpiała na psychozę maniakalno-depresyjną, czy bipolarną według naj-
nowszej terminologii. Uważa się ją za schorzenie dziedziczne. I choć psychiatrzy
twierdzą chórem, że nie mam defektywnego genu, nikt nie może być tego stupro-
centowo pewien. Nigdy nie wyjdę za mąż, nie adoptuję dzieci i nie zaryzykuję, by
S
R
ktokolwiek był ode mnie zależny.
Te rewelacje tłumaczyły wieści o jej szaleństwach rozpowszechniane przez
tabloidy. %7łyła, jakby nie miała nic do stracenia.
Poruszyła się, ukazując wewnętrzną stronę uda i rozsiewając miłosny aromat.
Poczuł przypływ podniecenia. Znów jej zapragnął, chciał się z nią kochać tak dłu-
go, aż zniknie nawet ślad jakiejkolwiek potrzeby. I dopiero potem pozwoli jej
odejść.
Miał jednak obowiązki. Musi wyjechać za trzydzieści sześć godzin. Chyba
że...
- Pojedz ze mną do Singapuru.
- Co takiego?
- W poniedziałek wcześnie rano muszę być w Singapurze, by sfinalizować
interes. Prowadzący z drugiej strony negocjacje jest seksistowskim palantem. Od-
mawia rozmów z Sandi.
- Nie mogę.
- Możesz pracować nad tą zbiórką funduszy przez sieć.
Popatrzyła mu w oczy. Przez chwilę wahała się, czy coś powiedzieć.
- Nie wolno mi wyjechać z Dallas z powodu idiotycznego testamentu ojca.
Muszę spędzić w tym mieszkaniu trzysta sześćdziesiąt pięć kolejnych dni.
To tłumaczyło złość w jej głosie przy każdym wspomnieniu o ojcu, który
zawsze zbyt ściśle kontrolował ukochaną córeczkę. Jedenaście lat temu, gdy Lucas
próbował ostrzec Kincaida, że jeśli nie rozluzni trochę więzów, ryzykuje utratę Na-
dii, dostał wymówienie.
- A jeśli tego nie zrobisz?
- Już ci mówiłam. Stracimy spadek. Tata wyznaczył każdemu z nas zadanie
do wykonania. Jeśli którekolwiek z nas zawiedzie, wtedy wszystko, co posiadał,
zostanie sprzedane najgorszemu wrogowi za jednego dolara. Mitch i Rand są już
bliscy spełnienia nałożonych na nich warunków. Ja jestem największą niewiadomą,
S
R
choć wszyscy się spodziewają, że mi się nie uda. Dlatego nie mogę tego zepsuć.
Ryzyko sprzątnięcia LRK sprzed nosa Lucasowi zdenerwowało go.
- Najgorszemu wrogowi?
- Jaki ojciec tak wrabia własne dzieci? - spytała.
Taki jak mój. Nie powiedział tego jednak na głos. Nigdy nie mówił Nadii o
nic niewartym draniu, który poderwał Lilę Stone, ożenił się z nią, nie wspominając,
że już ma żonę i dzieci, a potem zniknął bez słowa. Powiedział, że nie ma ojca, a
kiedy założyła, że nie żyje, nie wyprowadzał jej z błędu.
- To śmieszne. Odebrał mi moją pracę, jedyną rzecz, w której jestem dobra, i
zmusił do porzucenia domu i przyjaciół. Nałożył na mnie godzinę policyjną, dał
kieszonkowe, pozbawił pokojówki, kucharza i kierowcy. Potraktował mnie, jakbym
była nieposłuszną trzynastolatką, uziemiając mnie i dając szlaban na wszystko.
- To trochę trudne, ale niezaskakujące. Wydawanie bezwzględnych dekretów
było w stylu Everetta Kincaida. A kim jest ten wróg?
Popatrzyła na niego, zamrugała i uśmiechnęła się.
- Nie mówmy już o moim stukniętym ojcu. Kochajmy się. Uwielbiam to, co
ze mną robisz, Lucas. Pomagasz mi zapomnieć o tym idiotycznym testamencie.
Przesunęła dłonią po jego szyi i obojczyku, wywołując burzę emocji. Dla-
czego żadna inna kobieta tak na niego nie działała?
- Jeśli nie możesz ze mną jechać, to daj mi swój czas do niedzielnej nocy.
- Ale zdobywanie funduszy dla biblioteki...
- Co zamierzasz zrobić?
- Ma się odbyć aukcja. W tym tygodniu muszę znalezć przedmioty na nią i
wypuścić materiały promocyjne.
- Jeśli spędzisz ze mną całą sobotę i niedzielę, dam ci listę firm i ludzi w Dal-
las, którzy ofiarują coś na tę aukcję.
Przekrzywiła głowę, popatrzyła na niego wzrokiem najpierw zaciekawionym,
potem coraz bardziej bezczelnym.
S
R
- Jesteś pewien, że zdołasz spełnić swoje obietnice?
Dopadła go kolejna fala pożądania. Nie tylko o fantach na aukcję mówiła.
- Oczywiście. Mogę ci dać wszystko, czego chcesz.
- Trzymam cię za słowo. Założę się, że Mitch i Rand ofiarują rejs... przy za-
łożeniu, że interes wciąż jeszcze będzie nasz, gdy zwycięzca zechce odebrać wy-
graną.
- Jestem pewien, że twój ojciec miał wielu wrogów, ale komu pozostawi ma-
jątek?
- Mardi Gras Cruising.
Aż go zatkało. Przez głowę przemknęła mu lawina myśli.
Po pierwsze, warunki testamentu Kincaida, wraz z zakupem apartamentu,
oznaczały tylko jedno: Everett Kincaid przyglądał mu się przez te wszystkie lata.
Ale jak? I dlaczego?
Lucas uważał, że wrogów należy znać najlepiej, jak się da. Czy Kincaid hoł-
dował tej samej zasadzie? Czy też jest w tym coś więcej?
- Dlaczego Mardi Gras?
Odwróciła się, przewracając oczami.
- Nie mam pojęcia. Ojciec gardził ich prezesem. Od lat toczyli wojnę, bo
Mardi Gras bezustannie wpychała się na nasz rynek, przelicytowując nas przy
licznych kontraktach.
Lucas dobrze wiedział, że prezes Mardi Gras to agresywny rzeznik działający
o włos od przekroczenia prawa. Właśnie dlatego go zatrudnił. Ten człowiek był
żądny pieniędzy i władzy, co oznaczało, że nie zamierzał zdradzać, że wiele z jego
decyzji wynikało z bezpośrednich poleceń trzymającego się w cieniu szefa.
W tym momencie olśniła go myśl, że LRK może być jego - wystarczy tylko
wyciągnąć Nadię z Dallas.
Zastanowił się. Czy nieuczciwa wygrana da mu choć połowę satysfakcji, jaką
miałby, przejmując LRK dzięki własnej przemyślności i umiejętnościom?
S
R
Poza tym, czy jeśli dostanie to, czego chce, podane na talerzu przez człowie-
ka, który go nauczył, co oznacza porażka, to nadal będzie to można nazwać ze-
mstą?
- Nadiu, obudz się - powtórzył niecierpliwie Lucas.
Uśmiechnęła się i wtuliła głębiej w ciepło pościeli. Absolutnie nie zamierzała
nikomu pozwolić, by wyrwał ją ze snu, którego nie miała od dobrych pięciu lat: o
Lucasie przytulającym ją i kochającym się z nią. Bardzo tęskniła za tym snem.
- Odczep się.
- Już prawie północ.
- Mam to gdzieś - wymamrotała.
Z doświadczenia wiedziała, że jeśli otworzy oczy, w jej sypialni nie będzie
Lucasa. Nieważne, jak bardzo była przekonana, że słyszy jego głos. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pumaaa.xlx.pl
  •