[ Pobierz całość w formacie PDF ]

precz, jakby Kaz był jedynie drobną uciążliwością, którą nie warto sobie zawracać łba. Minotaur
zmacał palcem ostrze. W jednym miejscu było lekko wyszczerbione. - Wracaj ty& smoku lub czym
tam, u licha, jesteś! No, wracaj i walcz! - Nie dbał
0 to, co myślą o tym wyzwaniu mieszkańcy wioski. Wiedział jedynie, że chce dopaść stwora.
Przeciwnik nie zawrócił, Kaz zaś zdał sobie sprawę z faktu, że potwór, smok czy co tam jeszcze
nadciągnął z Północy i teraz tam właśnie odlatuje. Jeżeli nie zmieni kierunku, to trafi prosto do
twierdzy Vingaard.. Zakląwszy straszliwie, wetknął topór w obejmę na grzbiecie. Ignorując szepty 1
łkania, które rozległy się w otaczających go chatkach, ruszył ku oberży. Wiedział już, że sam lub w
towarzystwie będzie musiał jak najszybciej dotrzeć do Vingaardu. Tam znajdzie odpowiedzi na
wszystkie dręczące go pytania.. & i być może spotka się z tym smokiem.
26.Bohaterowie II - Minotaur Kaz
Rozdział 9
KAZ WPADA PRZEZ DRZWI DO OBER%7łY jak demon z otchłani. Delbin kwiknął ze strachu,
Tesela zaś chwyciła za medalion. Darius drgnął przez sen, gdy minotaur ruszył ku kapłance. -
Kobieto, masz podobno konia. Czy on mnie uniesie? - Ciebie? Dokąd?
Kaz sam byłby się zawahał, gdyby mógł siebie zobaczyć. Przed kapłanką i kenderem stał
szaleniec. Wzrok minotaura mówił, że niezależnie od wszystkiego, nie zniesie żadnego sprzeciwu. -
Czy& on& mnie uniesie? - spytał przez zaciśnięte zęby. Tesela pobladła i kiwnęła głową. - My&
myślę, że tak& jest dość silny& ale.. - Gdzie go znajdę? - Na tyłach oberży! Kaz..
Przebiegnięcie przez izbę i wyskoczenie na podwórze oberży zajęło mu zaledwie kilka sekund.
Klacz Teseli uwiązano obok kucyka Delbina. Zwierzęta były podenerwowane i minotaur stracił kilka
chwil, uspokajając wierzchowca kapłanki. W końcu wspiął się na siodło i nieoczekiwanie zleciał na
ziemię, gdy koń po prostu przysiadł na zadzie. - Sargas, by cię& przeklęta bestio! Wstawaj!
Klacz jednak nie była skłonna do współdziałania. Kaz spróbował dzwignąć ją siłą, zwierzę
jednak zaparło się kopytami o ziemię i sprawa skończyła się na tym, że Kaz stracił uchwyt i
poślizgnąwszy się w błocie, upadł na jedno kolano. - Kaz! - Z izby wypadła Tesela. - Przestań!
- To bydlę ma chyba w żyłach oślą krew! - warknął minotaur. Był pewien, że zwierzę z niego
drwi.
Tesela poruszyła się nerwowo. - Chciałam ci powiedzieć, ale nie słuchałeś. Ona toleruje tylko
mnie.
Kaz zmełł przekleństwa pod nosem i wstał. - Jest tu jakaś stajnia? Gdzie znajdę innego konia? -
Niestety, nie znajdziesz żadnego. Tutejsi nie mają koni. - Kobieto, na rogi Kiri-Jolitha! Muszę - i to
szybko! - dotrzeć do Vingaardu!
- No to trzeba ci poczekać na nas! - Tesela, która złożyła ramiona na piersiach, powiedziała te
słowa stanowczym tonem, który nie pozostawiał cienia wątpliwości, że inaczej być nie może. - Kaz,
nie możesz tam udać się sam& nigdy zresztą byśmy na to nie pozwolili. Poczekaj chwilę, sprawdzę,
jak ma się rycerz, i razem przygotujemy się do
- odjazdu. Obawiam się, że podróż zajmie nam nieco więcej czasu, możesz go jednak
wykorzystać na rozmyślania o tym, jakie kroki powinieneś przedsięwziąć, gdy dotrzemy na miejsce. I
dobrze ci radzę, rozważ to naprawdę głęboko.
Kaz westchnął głośno. - Kapłanko, ciągle zbijasz mnie z tropu. Niekiedy bywasz okropnie uparta.
Dziewczyna uśmiechnęła się i wyjęła mu z dłoni wodze. - I kto to mówi? Sam spróbuj kiedyś
przekonać o czymkolwiek minotaura Kaz kiwnął głową. Nie da się zaprzeczyć, że kiedyś do tego
dojdzie.
Darius obudził się, czując, że wracają mu siły. Spojrzał na dłonie, rozłożył ramiona i
wyprostował nogi. Wreszcie wstał. - Dzięki niech będą Paladine owi! - I Mishakal - przypomniała
mu Tesela.
- I Mishakal, oczywiście. Dziękuję i tobie, pani. Rycerz skłonił się niezdarnie, dziewczyna zaś
lekko poczerwieniała.
- To znaczy, możemy ruszać? - spytał Kaz tonem wskazującym, jak bardzo tego pragnie. Rad był,
że rycerz odzyskał siły - żaden wojownik godny tego miana nie lubi oglądać towarzyszy broni na łożu
niemocy - irytowała go jednak każda sekunda zwłoki. Wiedział zresztą, że mają tylko dwa
wierzchowce na czworo wędrowców, co znacznie spowolni tempo podróży. Rycerz nie bez trudu
oderwał wzrok od Teseli. - Ruszać? Dokąd?
- Do twierdzy Vingaard, a gdzieżby indziej! Twój smok był tu w nocy i myślę, że odleciał prosto
do warowni. - Smok? - zawołał Darius. - Atakuje Vingaard? W istocie, musimy ruszać!
- Czy jesteś pewien, że potrafisz zdziałać coś więcej niż pozostali w twierdzy rycerze? - spytała
Tesela. - Nie w tym rzecz, pani! Jestem rycerzem..
- & który powinien mieć nieco więcej oleju w głowie i wiedzieć, że w obecnym stanie nie może
pakować się w nowe tarapaty, jak - niemal spopieliła Kaza spojrzeniem - byle minotaur! Może lepiej
zrobisz panie, jeśli spróbujesz złożyć jakoś w całość to, co zostało z twej zbroi. Miecz przecie może
ci jeszcze posłużyć.
Przygotowanie do odjazdu nie zajęło im wiele czasu. Jedynie Darius miał pewne kłopoty z
pogiętymi częściami zbroi. Przydała się teraz siła Kaza, który odginał je i o ile to było możliwe -
prostował. Rycerz mimo woli westchnął z wdzięcznością do Paladine a. Dziękował bogu za to, że
nigdy przedtem nie dał mu walczyć z jakimkolwiek minotaurem. Tesela potrząsała tylko głową ze
zdumieniem. Delbin, który w przeszłości bywał świadkiem popisów krzepy Kaza, usiłował
opowiadać o nich wszystkich jednocześnie, po czym, za ogólną zgodą, poradzono mu, by sobie
odetchnął i zajął się
końmi.
Opuścili bezimienną wioskę tuż po wschodzie słońca. Kaz liczył w duchu na to, że będą mieli
pogodny dzień. Wiedział, że po jakimś czasie słońce zniknie za gęstą masą chmur. Wiedział też, że
pogoda nie była taka, jaka być powinna. Wszystko za bardzo przypominało mu czas wojny i ziemie,
które wpadły w łapy służalców Takhisis. Mówiono, że promienie słoneczne rzadko zaglądają tam,
gdzie rządzi zło& ale zło przecie nie mogło zwyciężyć w Solamnii. Nie w ojczyznie ziemskich sług
Paladine a! Czy naprawdę?
Na czas podróży, pogrzebał tę myśl głęboko w duszy. Przed końcem dnia ujrzą twierdzę
Vingaard. Wkrótce otrzyma odpowiedzi na swoje pytania.
Okazało się, że wędrówka najmocniej daje się we znaki Dariusowi - choć nie chodziło o jego
rany. Te, dzięki łasce Mishakal, zostały uleczone całkowicie. Przygnębienie rycerza budził wygląd
kraju, przez który wędrowali. Jak wielu innych, spodziewał się, że obecnie Solamnia powinna być na
najlepszej drodze do odzyskania dawnej świetności. Tymczasem oglądał ziemie niemal do cna
spustoszone.
- Ilu ludzi tu przeżyło? - pytał Kaza ze zgrozą w oczach. - I jak udaje im się przetrwać?
- Człowiecze, ta ziemia nie jest całkiem jałowa, choć przyznaję, że życie musi tu być niezwykle
uciążliwe.
Nie stawały im na drodze żadne gobliny, żaden też smok czy inna bestia nie zwaliła się na nich z
góry, by ciskać nimi jak zabawkami. Dzień byłby właściwie całkiem przyjemny& gdyby nie wygląd [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pumaaa.xlx.pl
  •