[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Cieszę się, że zacząłeś współpracować z Kate, nie torpedujesz jej prac.
- To nie współpraca, tylko pragmatyczne posunięcie.
- Dlatego w pubie stanąłeś w jej obronie?
- Kiedy się o tym dowiedziałeś?
- Nim skończyliście kolację. - Alan roześmiał się. - Słyszałem, że sprawy wy-
mknęły się spod kontroli. Dobrze, że pośpieszyłeś z odsieczą. Mogłoby się dla niej zle
skończyć.
- Kate świetnie sama by sobie poradziła. - Teraz to Grant się uśmiechnął. - Jest
twarda i wojownicza.
- To tylko maska, tak naprawdę wcale taka nie jest. - Burmistrz zamilkł na mo-
ment, po czym zaczął z innej beczki: - Co zamierzasz zrobić z Tulloquay?
- Sprzedaję farmę.
- Komu? - Alan wbił w niego wzrok.
- Każdemu, kto zobowiąże się poprowadzić ją jak należy.
- Tak... - Burmistrz miał nieprzeniknioną twarz. - To nie będzie łatwe, gdy wpro-
wadzą strefę buforową.
- Nie dojdzie do tego.
- Mówisz, jakbyś był tego pewny.
- Bo jestem. - Przecież Kate dała mu słowo.
- W takim razie po co przyszedłeś?
R
L
T
- Jesteś wykonawcą testamentu. Chciałem prosić, żebyś zawczasu dał mi znać,
kiedy się uprawomocni. Zakładam, że od kiedy złożysz podpis, miną dwa dni. Zdążę się
przygotować.
- Cóż, jesteś jedynym spadkobiercą, więc możesz o to prosić. Choć nie zyskasz
dużo czasu.
- Wystarczy. Mając akt własności, mogę podpisać umowę sprzedaży.
- Jak rozumiem, zamierzasz wcześniej wystawić farmę na sprzedaż.
- Już to zrobiłem. - Odwiedził agenta nieruchomości, tak na wszelki wypadek,
gdyby Kate jednak nie dotrzymała słowa. Gdyby okazała się nie taka, jak sobie wmawiał.
- A te dwa dni?
- W sam raz na sfinalizowanie wszystkich dokumentów.
- Choć jestem, to nie powinienem być zaskoczony. - Alan spochmurniał.
- Czym?
- Twoim pośpiechem. Cóż, rozumiem. Jak najszybciej chcesz pozbyć się ziemi,
której nienawidzisz.
- To nie tak. - Tam się urodził. Tam zmarła mama. Tam się wychował. - Gdybym
nienawidził Tulloquay postawiłbym fabrykę pestycydów. - O czymś podobnym wspo-
mniała Kate. - Zależy mi na istnieniu farmy. Farmy hodowlanej - dodał z naciskiem.
- A nie jakiej? - spytał rozbawiony Alan.
- Kate ma wariacki pomysł na farmę wiatrową. - Grant lekceważąco machnął rękę.
- Las turbin wzdłuż całego wybrzeża.
- Naprawdę? - Alan wyprostował się raptownie.
- Spokojnie, burmistrzu. - Grant miał już serdecznie dość tych fantastycznych wi-
zji. - Nic z tego nie będzie. Ani strefy ochronnej, ani turbin.
- Dlaczego nie? To wspaniała perspektywa i świetne wykorzystanie marnego tere-
nu. Na takie inwestycje znajdą się fundusze. Czysta energia, odnowa roślinności...
Czy tylko mnie zależy na zachowaniu farmy w nienaruszonym stanie? - pomyślał
Grant, mówiąc przy tym:
- Ojciec nie po to urobił sobie ręce, żeby na jego ziemi zamiast owiec rosły turbiny.
R
L
T
- Grant, kiedy stąd wyjechałeś, byłeś młodym chłopakiem - w zadumie powiedział
Alan. - Przez lata nie miałeś z ojcem kontaktu. Skąd wiesz, na czym mu zależało? Prawie
go nie znałeś.
Zacisnął palce na fotelu. Następny kumpel, który zacznie opowiadać mu o ojcu.
- Mam wystarczającą wiedzę. Tutaj pożegnał się z moją matką. Próbował wycho-
wać mnie na swoje podobieństwo i nie mógł sobie darować, że nic mu z tego nie wyszło.
- Z trudem przełknął ślinę. - Co powiedział, gdy wyjeżdżałem.
- Był zły - rzekł Alan.
- Bo nie spełniłem jego oczekiwań. Złościło go wszystko, co wiązało się ze mną.
%7łe musiał mnie wychowywać, że nie miałem smykałki do gospodarstwa, nie interesowa-
ła mnie farma. A potem wyjechałem.
- Musiało minąć dużo czasu, nim pogodził się z tym, co zrobiłeś - łagodnie powie-
dział burmistrz. - Sam nigdy się na to nie odważył.
- To znaczy?
- Miałeś tyle odwagi i wiary w siebie, że odrzuciłeś to, czego nie chciałeś, synu.
- Chcesz powiedzieć, że on...? - Poczuł ciarki na plecach.
- Nie wiesz? - Alan sposępniał jeszcze bardziej. - No tak, nie wiesz...
- Wiem, że miał raka.
- Tak, miał...
Grant nie chciał ciągnąć tego tematu, spytał więc:
- Czego jeszcze nie wiem? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pumaaa.xlx.pl
  •